– Moja mama potrzebowała pomocy, a zamiast tego doczekała się śmierci – mówi zrozpaczona Magdalena Żuraw, córka 62-letniej pani Reginy, mieszkanki powiatu otwockiego.
– Mama od pewnego czasu czuła się gorzej. Chorowała na cukrzycę, była coraz słabsza, nie mogła już chodzić, więc pewnego dnia położyła się na podłodze i nie była w stanie się podnieść. Nie wiedziałam, co robić, dlatego wezwałam pogotowie – wspomina córka pani Reginy. – Lekarz obejrzał mamę, ale nie zabrał jej do szpitala. Dał tylko ogólne zalecenia, kazał nawadniać i powiedział, żebym poszukała dla niej jakiegoś ośrodka. Pogotowie odjechało – mówi kobieta. Następnego dnia w nocy (27 maja) stan mamy znów się pogorszył. – Znowu wezwałam karetkę, ale tym razem zabrano ją do szpitala powiatowego przy ul. Batorego w Otwocku – mówi pani Magdalena.
Na izbie przyjęć jak intruz, a nie pacjent
– Gdy dotarłam na izbę przyjęć, zamiast wsparcia, spotkałam się z oskarżeniami. Personel naskoczył na mnie, że mama jest zaniedbana, brudna, zasikana, że śmierdzi, i że jak nie daję sobie rady, to powinnam ją oddać do ośrodka. Byłam w szoku. Tłumaczyłam, że mama jest chora na cukrzyce, że nie była w stanie się podnieść, że z mamą dzieje się coś złego, dlatego wezwałam karetkę – opowiada pani Magdalena. W szpitalu wykonano kilka badań – m.in. morfologię, RTG i badanie ginekologiczne. – Nikt nie postawił żadnej diagnozy. Po południu po prostu ją wypisali – dodaje z goryczą.
Brak diagnozy, brak empatii
– Wróciłyśmy do domu, mama nadal była bardzo słaba, ale jej stan jakby się lekko ustabilizował. Zjadła coś, rozmawiała z nami. Myśleliśmy, że będzie dobrze. Zorganizowaliśmy łóżko przeciwodleżynowe, fizjoterapeutę, wezwaliśmy też prywatnie lekarza do domu. Niestety, ale mama już nie doczekała tej wizyty – wspomina córka kobiety. – Z dnia na dzień było gorzej, spała coraz więcej, miała nienaturalnie otwartą buzię. W nocy 7 czerwca wezwałam karetkę. Pogotowie przyjechało w ciągu kilku minut i po raz kolejny zabrało mamę na izbę przyjęć szpitala na Batorego – mówi pani Magdalena. – Kiedy dotarłam do szpitala, znów zostałam zaatakowana. Pielęgniarki mówiły, że mama znowu śmierdzi, że jest brudna, że powinnam ją oddać do ośrodka. Jeden z pracowników rzucił nawet, żeby otworzyć okno, bo „zaraz się porzyga”. To było upokarzające... – wspomina pani Magdalena. Kobieta chciała porozmawiać z lekarzem, ale – jak podkreśla – doktor potraktował ją oschle, a wręcz niemiło. – Powiedział, że mama jest zaniedbana… Wtedy puściły mi nerwy i doszło do ostrej wymiany zdań. Lekarz rzucił papierami i powiedział, żebym czekała na kolejnego lekarza z dyżuru. I może to był paradoksalnie jedyny moment szczęścia w tym koszmarze, bo wtedy pojawiła się lekarka (nazwisko do wiadomości redakcji), która podeszła do mamy z sercem i profesjonalizmem. Widać było, że to lekarka z powołania. Jestem jej naprawdę wdzięczna – mówi pani Magdalena. I dodaje, że lekarka zabrała jej mamę na oddział i zleciła dodatkowe badania, w tym tomografię.
Lekarka z sercem
– Wynik był druzgocący: glejak mózgu. Okazało się, że nietrzymanie moczu, osłabienie, senność – to nie była tylko cukrzyca. To był nowotwór mózgu. Ten moment był jak cios prosto w serce. Mama była poważnie chora, a wcześniej zamiast pomocy spotkały nas tylko upokorzenia i oskarżenia. W szpitalu, gdzie człowiek szuka ratunku, potraktowano nas jak problem, a nie jak ludzi. To nie powinno się wydarzyć. Trzeba mieć naprawdę dużo szczęścia, żeby w tym szpitalu trafić na dobrego lekarza. Jeden nas potraktował oschle, a inny z sercem – komentuje córka kobiety. I dodaje, że dzięki trafnej diagnozie było wiadome, co dalej robić i jak leczyć. Lekarka znalazła miejsce w szpitalu w Międzylesiu. – Tam była opieka, troska, zupełnie inny świat i inny poziom kultury. Gdyby mama od razu dostała pomoc i diagnozę, może by nadal żyła. Niestety, moja mama zmarła pod koniec czerwca – mówi ze smutkiem pani Magdalena, która wciąż nie może się otrząsnąć po jej stracie i po tym, jak zostały potraktowane w otwockim szpitalu. Zapewnia, że nie zostawi tej sprawy bez dalszego działania.
Co na to dyrekcja szpitala?
W związku z tą sprawą redakcja zwróciła się do Powiatowego Centrum Zdrowia w Otwocku z pytaniami m.in. o to, czy pacjentce zapewniono odpowiednie warunki opieki i higieny, dlaczego przy pierwszym przyjęciu nie przeprowadzono diagnostyki neurologicznej mimo wyraźnych objawów, oraz czy szpital zweryfikował nieprofesjonalne zachowanie personelu wobec córki chorej i pani Reginy. Zapytaliśmy również, czy placówka planuje wprowadzenie szkoleń z zakresu empatii i komunikacji z pacjentami w ciężkim stanie.
Powiatowe Centrum Zdrowia w Otwocku, odpowiadając na pytania redakcji, odmówiło udzielenia informacji na temat konkretnej pacjentki, powołując się na obowiązującą tajemnicę lekarską. W piśmie podkreślono, że bez wyraźnej i świadomej zgody pacjenta lub podstawy prawnej, szpital nie może przekazywać danych osobom trzecim, w tym mediom. Jednocześnie PCZ zapewniło, że w placówce „bezwzględnie zapewniane są podstawowe standardy opieki i higieny” zarówno na izbie przyjęć, jak i w oddziałach szpitalnych.
W maju nagłośniliśmy sprawę, która miała miejsce również w izbie przyjęć powiatowego szpitala. Jeden z rannych pacjentów, zaatakował personel. Link poniżej:
Napisz komentarz
Komentarze