Reklama
HISTORIA

Proces króla nieboszczyków przyciągał tłumy niczym najlepszy spektakl kabaretowy

Willa w Śródborowie, wystawne kolacje, drogie futra i podejrzane akty zgonu. Mordechaj Pinkiert, znany w przedwojennej Warszawie jako „król nieboszczyków”, stanął w 1937 roku przed sądem oskarżony o defraudacje, fałszowanie dokumentów i łamanie prawa w imię religijnego obyczaju. Jego proces – głośny, barwny i pełen kontrowersji – przyciągał tłumy niczym najlepszy spektakl kabaretowy. Czy Pinkiert rzeczywiście był cynicznym oszustem, czy tylko próbował pogodzić sprzeczne światy: prawa i tradycji?
Proces króla nieboszczyków przyciągał tłumy niczym najlepszy spektakl kabaretowy
Zakład pogrzebowy Mordechaja Pinkierta

Źródło: Wikipedia

W październiku 1937 r. w sądzie okręgowym w Warszawie trwał proces niejakiego Mordechaja Pinkierta, który był zatrudniony na stanowisku kierowniczym w towarzystwie filantropijnym Ostatnia Posługa. Pana Pinkierta, oskarżono o szereg defraudacji i nadużyć, jak również działanie ponad prawem.

Kim był król nieboszczyków? 

Mordechaj Pinkiert (1892 – 1943) był polskim przedsiębiorcą pogrzebowym w okresie dwudziestolecia międzywojennego nazywanym „królem nieboszczyków”. Pełnił funkcję kierownika w przedsiębiorstwie filantropijnym Ostatnia Posługa i w czasie pełnienia tej funkcji został oskarżony o malwersacje z łamaniem prawa włącznie. Stanął przed sądem w 1937 r. Wcześniej założył swoje przedsiębiorstwo pogrzebowe „Wieczność” (1935 r.). Pinkiert zwrócił na siebie uwagę rozrzutnym stylem życia, wydawaniem bajońskich sum na kolacje w eleganckich lokalach i kupowaniem żonie drogiej biżuterii i futer. Zazdrośników kuła w oczy jego elegancka willa w Śródborowie. Razem z Pinkiertem stanęli przed sądem lekarze, którzy wydawali akty zgonów. Im zarzucano, że często nie oglądali zmarłych i wydawane akty były łamaniem prawa.

Tytuł sprawozdania z rozprawy sądowej z dziennika 5 -ta rano z 1937 r. fot: zbiory autorki

Oskarżenie 

Jak doszło do tego, że szanowanego przedsiębiorcę pogrzebowego, który z wielką pasją i poświęceniem wykonywał ostatnią posługę przy zmarłych, postawiono przed sądem? 

Trudno dziś dociec, bo to, że nie zgadzały się podsumowania wydatków, suma pieniędzy w kasie i wystawione rachunki, to jakoś można było uzasadnić bałaganem w firmie, ale to nie wszystko, podejrzane też były np. akty zgonów. Czytając sprawozdania z toczącej się rozprawy odniosłam wrażenie, że w tej historii jest drugie dno i nie do końca, to co ważne było jasno powiedziane w uzasadnieniu wyroku, który w finale tej sprawy został wydany.

Pinkiert zwany „królem nieboszczyków”, był posiadaczem luksusowego, jak twierdzą dziennikarze, pensjonatu w Śródborowie czyli w części Otwocka, lubił się bawić w warszawskich i okolicznych restauracjach, płacił za tę zabawę bardzo wysokie rachunki przekraczające np. 150 zł za dwie osoby, co w latach 30. XX w. było dość szokującą ceną za kolację. To zapewne budziło nie tylko zdumienie, ale też zazdrość. Komentowano, że Pinkiert dorabia się na ludzkim nieszczęściu, na śmierci ludzi, którzy pozostawili zrozpaczone rodziny skłonne płacić za pogrzeb każdą kwotę, byleby pogrzeb był zgodny z ich światopoglądem, religią i godny zmarłego.

Tytuł z gazety 5 – rano z 1937 r. /  fot: zbiory autorki

Wystawne kolacje, drogie futra

Tymczasem „król nieboszczyków” kupował żonie drogie futra i biżuterię, zapraszał znajomych do wesołej zabawy z odrobiną szaleństwa i pijaństwa. Niektórzy świadkowie z tego wesołego życia Pinkierta rozgrzeszali go, twierdząc, że te jego zachowania są usprawiedliwione smutnym zawodem, który wykonuje, bo jak nikt inny wie, co to znaczy śmierć i musi odreagować. Byli też tacy, którzy zastanawiali się skąd Pinkiert ma na to wszystko pieniądze. 

No i sprawdzono rachunki w firmie Ostatnia Posługa. Aresztowano Pinkierta i oskarżono o zdefraudowanie 40 tys., oraz o łamanie prawa. Razem z nim na ławie oskarżonych zasiadło kilku lekarzy, którzy wystawiali akty zgonu niezgodnie z etyką lekarską, bo okazało się, że dokument był wystawiany bez oględzin zmarłego, w ciemno, tylko na podstawie relacji Pinkierta.

Proces sądowy w sądzie okręgowym był bardzo atrakcyjny dla dziennikarzy i publiczności, bo zeznawało dużo świadków, z którymi Pinkiert nawiązywał dialog. Dialog często bardzo zabawny, a że był człowiekiem z wielkim tupetem, czasami niekulturalnym w stosunku do zeznających, to można powiedzieć, że publiczność bawiła się lepiej niż w kabarecie.

Pierwszy dzień procesu

Relacja z dziennika 5-ta rano: „W pierwszym dniu procesu „króla nieboszczyków” Pinkierta po odczytaniu aktu oskarżenia następują wyjaśnienia oskarżonych: 

Mordechaj Pinkiert fot: Wikipedia

Przewodniczący: Czy oskarżony Pinkiert przyznaje się do winy? (Tu przewodniczący wymienia długą konkluzję aktu oskarżenia). 

Pinkiert: Częściowo! Pracowałem w Ostatniej Posłudze od 1915 r. Pracowałem w dzień i w nocy. w niedziele i święta. Bez odpoczynku. Chowam wisielców, topielców, samobójców, spalonych i uduszonych... Chowałem komunistów w nocy, by uniknąć demonstracji... 

Przewodniczący przerywa Pinkiertowi: Niech oskarżony porzuci te poezje i odpowie czy przyznaje się do sfałszowania dokumentów zgodnie z aktem oskarżenia? 

Pinkiert: Muszę zobaczyć te rachunki, bo niektóre są zupełnie w porządku.” 

W końcu wychodzi na to, że Pinkiert nie zapoznał się jeszcze z aktami sprawy. Na pytanie sędziego, czy oskarżony brał łapówki za uwolnienie zmarłego od sekcji, odpowiada, że nie przyznaje się. Co do świadectw śmierci, owszem, stwierdza, że tylko w dwóch przypadkach podpisał je sam. To wywołuje chichot publiczności na sali sądowej.

Po zeznaniach Pinkierta składa wyjaśnienia dr Kustiu. Również i on nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że w wielu wypadkach nie badał zmarłych. Opierał się na orzeczeniach felczera Ostatniej Posługi. Miał zaufanie do instytucji i ani mu przez myśl nie przeszło, że może być inaczej, niż otrzymuje relacje od felczera. W czasie zeznań dr Kustina następuje charakterystyczna wymiana zdań między nim, a przewodniczącym. Dr Kustin pochodzi z Kresów. 

Przewodniczący pyta go w pewnym momencie: — Czy dawno pan mieszka w Warszawie? 

Oskarżony: 12 lat. 

Przewodniczący: A gdzie pan ukończył Uniwersytet?. 

Oskarżony: — W Warszawie. 

Przewodniczący: A mimo to oskarżony robi wrażenie miejscami, jakby nie rozumiał, co się do niego mówi po polsku. 

Oskarżony: Ja jestem silnie zdenerwowany. 

Przewodniczący: To trzeba było zażyć bromu na uspokojenie. Przecież pan jest lekarzem.

I tu znów śmiech na widowni.

Kolejny dzień procesu

„Na krótko przed godziną 10-tą wprowadzono na salę oskarżonego. Nie znać na nim przygnębienia i pobytu w więzieniu. Wygląda dobrze. „Król nieboszczyków" chodzi energicznym krokiem z głową podniesioną do góry. Zajmuje miejsce na ławie oskarżonych i wita się ze swymi obrońcami. Jest ich 4-ch: adw. .Wielikowski, Gelenter, Lent i Malberg. Pozostałych oskarżonych, trzech lekarzy, bronią adw. Brokman, Janowicz i Klementynowski. Po krótkim dzwonku wchodzi na salę Sąd w składzie: sędzia Witkowski (przewodniczący), Kowalski (referent) i Subolewski oraz prok. Dąbrowski. Z personaliów Pinkierta wynika, że ma on 44 lata i ukończył 4-klasową szkołę rosyjską. Na wniosek obrońców Pinkierta, sąd zgodził się na powołanie w charakterze świadków sen. Trockenheima, prezesa Mazura, oraz rabinów Kahanego i Szapirę. Świadkowie, ci których dopuszczenia sąd przed rozprawą odmówił, mają wypowiedzieć opinię o Pinkiercie i o jego zasługach.”

I tu okazuje się, że rabini domagali się wzięcia udziału w procesie, bo uważali, że Pinkiert ma duże zasługi dla środowiska żydowskiego. Powoli w czasie procesu zaczyna się odsłaniać istota problemu. 

Tymczasem Pinkiert skarży się, że jest głodny, bo w więzieniu nie podają koszernych posiłków.

Tytuł sprawozdania z rozprawy sądowej z dziennika 5 -ta rano z 1937 r. fot: zbiory autorki

Rabini w charakterze świadków

Początkowo sędzia nie zgadzał się, aby w procesie w charakterze świadków stanęli rabini, ale ich upór aby wziąć udział w sprawie był nieugięty. No i tak: jedni uważali, że Pinkiert  to oszust, inni, że poświęcał się swojej pracy i pomagał tym, którzy tego potrzebowali. Prawo polskie w tym czasie nakazywało przeprowadzać sekcję zwłok w przypadkach nagłych zgonów, religia i tradycja żydowska była temu przeciwna. Było też wiele innych sprzeczności – prawo a religia. I tu niewątpliwie Pinkiert mógł pomagać rodzinom zmarłych, aby pogrzeby ich bliskich odbywały się zgodnie z ich światopoglądem. Sławna była w tym czasie sprawa Helmanowej pięćdziesięcioletniej kobiety. W kilka godzin, na wieść o jej śmierci, zmarła jej 80. letnia matka. Pinkiert, aby uniknąć w przypadku obu kobiet sekcji zwłok sfałszował akty zgonu poprawiając wpis lekarza. Gdy stwierdzono fałszerstwo, wydano nakaz wstrzymania obu pogrzebów. Zwłoki przekazano do prosektorium, gdzie odbyła się sekcja. Pinkierta aresztowano, a wraz z nim urzędniczkę pracującą w jego zakładzie. Pytanie czy łamał drastycznie prawo?

 Przypomnę też, że lata 30. były latami narastających konfliktów między społecznością katolicką i chasydzką, co na pewno miało znaczenie w podejściu do sprawy Pinkierta.

W oczekiwaniu na wyrok

14 października 1937 r. oczekiwano w sądzie na wyrok. I jak pisze dziennik „5-ta Rano” pismo codzienne żydowsko – polskie: 

„..wyroku w procesie Pinkierta oczekiwano z olbrzymim zainteresowaniem. Absorbowała wszystkich kwestia wymiaru kary.” 

Prokurator twierdził, że Pinkiert jest przestępcą zawodowym, adwokat uważał, że nie jest przestępcą zawodowym. Czy sąd podzieli zdanie prokuratora miało ogromne znaczenie, bo wtedy kara byłaby dużo większa i nie podlegała amnestii, zastanawiali się wszyscy śledzący sprawę.

Ogłoszenie wyroku zapowiadano na godz. 13.00. Na długo przed 13.00 korytarz sądowy został zajęty przez publiczność, proces miał wielkie zainteresowanie. Jak pisze sprawozdawca, publiczność zachowywała się hałaśliwie i mogło się to skończyć zajściami. W kuluarach szły zakłady o wysokość wyroku. O godzinie 13.30 policja wprowadziła na salę Pinkierta, który nie miał już tak buńczucznej miny jak zawsze. Usiłował się uśmiechać, ale to był uśmiech zdradzający niepewność. Za chwilę dzwonek i na salę wchodzi sąd. Sędzia odczytuje całą konkluzję oskarżenia. Okazuje się, że z kilku zarzutów sąd Pinkierta uniewinnił, ale z kilku nie. W końcu sąd wymierza Pinkiertowi 3 i pół roku więzienia i 10 tys. zł. kary z ewentualną zamianą na jeszcze jeden rok więzienia.

Sędzia stwierdził również, że członkowie towarzystwa Ostatnia Posługa wiedzieli o tym co robi Pinkiert i się z tym zgadzali. W podsumowaniu wyliczono, że kierownik przywłaszczył sobie około 50 tys. zł. Tak wynikało z braku rachunków. Czyli oszustwo nie wchodziło tu w rachubę, ale nierozliczanie się z firmą i brak rachunków. Bardzo to dla mnie skomplikowane i karkołomne uzasadnienie. Jednym słowem można to wyjaśnić. Jeśli rodzina zmarłego nie chciała, aby ten był poddany sekcji zwłok i pragnęła, aby został pochowany według obrządku starozakonnego, to zwyczajnie Pinkiert to ułatwiał, ale jednocześnie łamał prawo. To, że przy okazji rodzina odwdzięczała się niezłą sumką za takie postępowanie, to już inna para kaloszy, jak mówiła moja babcia. Nie mnie oceniać.

Ciekawa była też kwestia zmiany zeznań. Świadkowie zeznawali inaczej przed sądem, a inaczej w czasie sprawy sądowej przed sędzią. I nie wiadomo gdzie kłamali. I czy zmieniali zeznania pod wpływem rodziny Pinkierta i środowiska, czy sumienie ich ruszyło.

Niestety sąd uznał Pinkierta za przestępcę zawodowego i że ze swojego stylu pracy i życia uczynił sobie niezłe źródło dochodu. Trywializując sprawę: Pinkiert miał pensji 500 zł. a na boku zarabiał około 900 zł. miesięcznie.

Fragment notatki prasowej z 1935 r. /  fot: zbiory autorki

Dalsze losy króla nieboszczyków

Pinkiert odsiedział już 20 miesięcy i złożył kaucję w wysokości 10 tys. Czy to wystarczyło żeby nie był dalej w więzieniu? W życiorysie króla nieboszczyków czytam, że zamknięty w getcie warszawskim dalej prowadził firmę pogrzebową. Chciano go uratować, ale nie zgodził się na wyjście z getta, pozostał do końca. Przypuszcza się, że zginął w czasie powstania w 1943 r. albo w partyzantce.

Dręczy mnie jedna sprawa w tej historii. Chodzi o rozbieżność między prawem a obyczajem, bo na pewno to było furtką do nadużyć i łapówek. Nic nowego.

Jeszcze dodam, że Pinkiert był twórcą przewodnika wydanego w 1936 r., chodzi o przewodnik po cmentarzu przy ul. Okopowej. Na tym cmentarzu pochowani są członkowie jego rodziny, między innymi syn Józef Izaak Pinkiert, specjalista w dziedzinie telekomunikacji, dyrektor (po wojnie) Diory w Dzierżoniowie.

Epilog

W 1938 r. gazety podały, że sąd apelacyjny uchylił wyrok i postanowił, że król nieboszczyków zostanie zwolniony z więzienia i wyjdzie za kaucją w wysokości 30 tys. zł., ale to nie był koniec bo w sierpniu 1939 r. gazety donosiły: 

„Sąd Apelacyjny w ogłoszonym wczoraj wyroku uznał, że Pinkiert nie jest przestępcą zawodowym i że w związku z tym ma do niego zastosowanie amnestia. Po zastosowaniu tedy amnestii „król nieboszczyków" skazany został na łączną karę dwóch lat więzienia, zaś po odliczeniu aresztu prewencyjnego Pinkiertowi pozostaje do odcierpienia zaledwie dwa tygodnie kary. Jednocześnie z mocy amnestii darowano Pinkiertowi wymierzoną przez Sąd Okręgowy grzywnę w wysokości 10.000 zł.”. 

I ten wyrok pozostawiam bez komentarza.

Grób syna króla nieboszczyków Józefa Pinkierta na cmentarzu przy ul. Okopowej

Przeczytaj również:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Link do Polityki prywatności: LINK

Komentarze